Pies czyli kot
Wybór felietonów znanego satyryka z lat 1972-2014, publikowanych m.in. w „Rzeczpospolitej”, tygodnikach „Wprost” i „Polityka” z rysunkami autora. Stanisław Tym siecze, smaga, kpi, ośmiesza, drwi, bawi, pochyla się z troską… Nawet najstarsi nie pamiętają od kiedy.
Wydanie papierowe
34,90 zł
Cały, lecz nie wszystko, co autor kiedykolwiek napisał, bo musiałyby to być dzieła zebrane w przynajmniej kilku tomach. „Subiektywny opis 40 lat naszej polityczno-obyczajowej codzienności” – zaznacza autor we wstępie. Jest to zarazem cały Tym w znaczeniu potocznym, czyli rzeczy najbardziej dla niego charakterystyczne, dające czytelnikowi wyobrażenie o szerokiej skali talentu, poczuciu humoru, ale też – i nie bójmy się wielkich słów, bo niby dlaczego mamy się bać – pisarskiej misji. „Od dawna spędzam większość czasu na wymyślaniu jakiegoś skutecznego rozwiązania skomplikowanego problemu, który dotychczas stoi lub leży rozwiązany” – określił Stanisław Tym swoje posłannictwo w jednym z felietonów opublikowanych w POLITYCE. Jak łatwo się domyślić, czasu na myślenie o czymś innym nie miał zbyt wiele. Spis problemów stojących, a jeszcze częściej leżących, jest imponujący i nie maleje z upływem czasu. Autor cyklu „Pies czyli Kot” niezmiennie staje po stronie obywatela, a kiedyś nawet mianował się jego rzecznikiem. Gdyby zatem powstał ranking najlepszych w Polsce rzeczników, Tym znalazłby się na czołowym miejscu. Z uzasadnieniem, iż reprezentuje punkt widzenia różnych klas i warstw, co ułatwia mu nieokreślony status społeczny, jest bowiem jednocześnie chłopem z ziemi suwalskiej (od lat 70.) i warszawskim inteligentem (od zawsze). Teoretyk literatury analizujący „Psa czyli Kota” powiedziałby, że pierwsze felietony (drukowane najpierw w „Literaturze”, potem w „Tygodniku Kulturalnym”) utrzymane są w poetyce małego realizmu. Nierozwiązany problem skupu butelek, przeciekające rury, brak papieru toaletowego itp. Na łamach „Wprost” i „Rzeczpospolitej” autor skłaniał się bardziej ku publicystyce. Niektóre felietony to już były małe eseje na tematy polityczne, obyczajowe czy historyczne (np. o powstaniu warszawskim). Od 2007 r. Tym pokazuje się na naszych łamach, udowadniając raz w tygodniu, że – mówiąc językiem sprawozdawców sportowych – znajduje się w życiowej formie. Czasem można go spotkać na redakcyjnym korytarzu i usłyszeć najnowszy dowcip. Mnie ostatnio opowiedział o wizycie delegacji Komisji Europejskiej w piekle. Zdzisław Pietrasik